Witam wszystkich
bardzo cieplutko!
Od ostatniego
wpisu o minimalizmie minął miesiąc a ja w tym czasie zrobiłam bardzo duży krok
do przodu. Widzę pierwsze efekty mojej pracy a w głowie pełno myśli dotyczących
minimalizmu. Wieć zacznę najpierw od moich dokonań i postanowień na następny
tydzień, a w dalszej części podzielę się swoimi przemyśleniami i spostrzeżeniami.
Cały czas mam nadzieję, że zainspiruję Was do zmian :)
Od zeszłego
poniedziałku mocno zabrałam się za sprzątanie zakamarków. Pierwotny plan był
nieco inny, ale poczułam nagłą chęć powyciągania tego wszystkiego, co było
pochowane w szafkach, do których nie zaglądałam od miesięcy, do kartonów, które
nie były rozpakowane od momentu przeprowadzki. Uświadomiłam sobie, że skoro od
6 miesięcy dobrze radziłam bez tych przedmiotów, to i w dalszym życiu dam radę
przeżyć bez nich. Polecam działanie impulsywne, bo wtedy nie ma w nas żalu i
sentymentu do tych zalegających i niepotrzebnych rzeczy. W katronach okazały
się książki oraz zbędne papiery. Po porządnej segregacji część poszła do kosza,
część znalazła się na półce z książkami. Porządek zrobiony, miejsce się
zwolniło, a ja zadowolona jak kot, który najadł się śmietany :D
Kolejnym etapem
sprątania stały się przybory kancelarskie. Niby nie zajmują dużo miejsca, ale
tu trochę, tam nieco i już cała półka zawalona nie wiadomo czym! A więc
przejrzałam tę szafeczkę i wywaliłam całkiem sporo starych wypisanych
długopisów, zaschniętych pisaków i nie wiadomo jeszcze czego. Do tego poszły do
śmietnika jakieś pamiątkowe bileciki, wycinki i inne sentymentalne drobiazgi.
Skoro nie sięgałam po nie od wielu miesięcy a przed sprzątanie nie pamiętałam
co leży w danej szafce, to znaczy, że nie były to rzeczy dla mnie ważne i
pamiątkowe. Gorąco polecam ten trick, przypomnij sobie co leży w danej
szafce/kartonie/pudle. Jeśli dokładnie pamiętasz co tam się znajduje, to są to
rzeczy dla Ciebie ważne i pamiętne. Jeśli absolutnie nie masz pojęcia, co tam
przechowujesz, to śmiało możesz dać do kosza wszystko co tam znajdziesz. Rzecz
jasna, jeśli okaże się, że jest tam schowana kolia z brylantami, to raczej
zachowaj, ale wszystko, co niby ma „wartość sentymentalną” tak naprawdę nic dla
Ciebie nie znaczy. Inaczej byś o tym pamiętała.
Plany na bieżący
tydzień są dość konkretne. Ciągle nie uporałam się ze sprzedażą zbędnych
kosmetyków (ale słabo się starałam), a ty jeszcze doszły ubrania. Muszę uporać
się z tym, bo nie tyle miejsce mi zajmuje, ile moje myśli, że jeszcze tego nie
zrobiłam i nie wprowadziłam porządek w tej sferze. Kolejna sprawa, to bielizna
i tekstylia. Po przeprowadzce miałąm porządek i mieściłam się w dwóch szuflada komody. Teraz ledwo mieszczę się w trzech, a
zakupów było bardzo mało, więc chyba coś nie gra. Porządna segregacja powinna zrobić
sporo miejsca, bo bardzo mi na nim zależy.
W trakcie
robienia porządków i przebierania rzeczy „zapomnianych” uświadomiłam sobie, że
kiedyś bardzo pragnęłam je posiadać. I tu powstaje pytanie: „Jak chcieć mniej?”
Pytanie okazało się dla mnie kluczowe, bo jego odpowiedź może stać się rozwiązaniem
wielu skomplikowanych spraw.
Oto klucz:
Planuję swój wolny czas! Gdy mam czas dla siebie to staram się go spędzić w
sposób dla mnie pożyteczny: czytam książkę, zbieram materiały do pracy
magisterskiej, sprzątam, oglądam ciekawy film. Bo jeśli nie mam konkretnych
planów, to zazwyczaj spędzam czas na surfowaniu w sieci. A jak wiecie, jest tam
mnóstwo pokus zakupowych, które rozpiszę w poszczególnych punktach.
· Nie
porównuję się do innych. Dla mnie jest to wielki problem, bo zawsze mam
wrażenie, że inni mają lepiej, więcej i szybciej. A więc nie podpatruję na
Instagramie jak moja znajoma remontuje własne mieszkania, bo wtedy nie użałam
się, że mieszkam w wynajmowanym. I nie chodzi tu o zazdrość, bo naprawdę mega
cieszę się, że znajomej się udało. Tylko zamiast kopniaka, aby zacząć bardziej
oszczędzać na własne cztery kąty, rzędzę na swój los i wynagradzam sobie fast foodem
(dodatkowe koszty) oraz kolejnym woskiem YC (moja słabość ostatnich 4
miesięcy). Staram się ograniczać śledzenia cudzego życia na portalach
społecznościowych i za chwilę wyjaśnię, co mam na mysli.
· Nie
czytam blogów, nie oglądam filmików na Youtube, nie siedzę ciągle na
Instagramie. Może jako blogerka strzelam sobie w stopę, ale czytanie o cudzych
zakupach, o ulubieńcach i wishlistach (choć sama taką stworzyłam parę dni temu)
ciągle pobudza nasze porządanie zakupowe. Sama po sobie widzę, że gdy
regularnie odwiedzałam blogi z mojej listy czytelniczej, to ciągle chciałam coś
mieć. I tak zazwyczaj nie kupowałam, ale przychodziła frustracja, że ja nie
mam, że mnie nie stać (np. na podkłąd Diora a co już mówić o zakupie drogiej
torebki czy MacBooka) lub że się ograniczam, żeby zaoszczędzić na wakacje.
Teraz oszczędzam sobie tych negatywnych emocji. Teraz najchętniej czytam o
podróżach, bo mnie to rozwija i pobudza do działania, bo nigdy nie zazdrościłam
komuś wycieczek i wakacji. Oglądam filmiki DIY lub sposobach pielęgnacji cery
czy technikach makijażu. Omijam haule zakupowe, ulubieńców i zestawienia
kosmetyków/ubrań must have.
· Window
shopping – zdecydowany sprzeciw! Nie przychodzę do galerii handlowej bez
konkretnego celu. Co prawda rzadko mi się to zdarza, ale jednak czasem ulegam
pokusie. Takie, niby całkiem nieszkodliwe chodzenie po sklepach by tylko
popatrzeć, może skończyć się albo spontanicznym zakupem albo frustracją,
poczuciem straconego czasu i złością, że albo nie masz pieniędzy na tą całkiem
zbędną bluzkę albo jeszcze gorsze, że wydałaś ostatnie 100 zł na tą szmatę.
Window shopping podtrzymuje naszą chęć posiadania. Bo dobrze mówi stare przysłowie "Co z oczu, to z serca."
Stosowanie się do
tych zasad nie jest łatwe, bo jako blogerka ciągle szukam inspiracji na
blogach innych dziewczyn i chcąc nie chcąc czytam „ niebezpieczne wpisy”. Mimo
wszystko bardzo się pilnuję, by dawkować sobie taką informację. Dobrze
zaplanowany czas wolny oszczędza mi nerwów, że nie mam tego, co mają inni. Może
wychodzę na jakąś zazdrośnicę, co nie może spać po nocach, bo ktoś ma lepiej.
Ale myślę, że sprawa polega w zasadach współczesnego świata: „Miej więcej od
innych, bo na tym polega szczęście”. Konsumcjonizm z nas wszystkich robi takich
zazdrośników, a i media społecznościowe w tym mają swój znaczny udział. Po
tylko otwieram Instagrama, jak widzę jak któs chwali się swoimi zakupami,
pięknym mieszkaniem, nowym smochodem itd. Życie w Facebooku czy Instagramie
jest takie piękne, a moje takie szare. To nie może nie dołować, więc najlepiej
ograniczać dopływ tego wszystkiego. Jesli potraficie się temu oprzec, to bardzo
dobrze, gratuluję Wam z całego serducha!
Czy uważacie, że
social media przyczynają się do wszechobecnego konsumpcjonizmu? Czy aktywne
śledzenia innych na portalach typu Instagram wzmacnia Waszą chęć posiadania?
Bardzo jestem ciekawa waszego zdania, więc proszę, napiszcie parę słów w
komentarzach!
Buziaczki,
pa!!!!!
Zdecydowanie oglądanie cudzych ulubieńców skłania mnie do poczynienia zakupów. Choć druga strona medalu jest taka, że kupuję często sprawdzone produkty, a nie buble ;)
OdpowiedzUsuńTo racja, wiemy już, że ten kosmetyk jest dobry.Ale z drugiej strony czy ja potrzebuję 6 podkładu czy 25 już pomadki? Bo ktoś to polecił, więc pędzę sprawdzić na własnej skórze, czy ten produkt faktycznie jest taki fantastyczny!
UsuńW pełni zagadzam się z Twoim tekstm. Konsumpzjonizm w social mediach jest na porządku dziennym. Każda blogerka dostaje produkty za darmo..jeszcze czasami zdarzaja sie lojalne ze powiedzą ze dostaly a reszta mówi ze sobie kupiła. Dlatego przestałam oglądac filmiki "sponsorowane" - a niestety juz chyba 90% jest takich. Po czym to poznać? w przeciągu 10 dni na temat np. depilatora nagle pojawa się 15 filmików.
OdpowiedzUsuńNatalia
W pełni się zgadzam, tylko ja jeszcze zwracam uwagę na to, czy szczera jest ta opinia. Bo jak tylko chwalą coś, to jest to dla mnie mało wiarygodne. Jak jest odrobina krytyki, to już łatwiej mi uwierzyć w takie recenzje :)
Usuńwiesz... ja czasem też mam ochotę coś sobie kupić ale przychodzi pytanie: "czy naprawdę coś mi sie kończy?" "czy to naprawdę jest mi potrzebne?" i w tedy ochota przechodzi. Inne blogi lubię przeglądać bo to skarbnica informacji
OdpowiedzUsuńDobrze, że jesteś taka oporna na zachcianki! Ja musze się ograniczać, bo mimo nadmiaru kosmetyków, chcę kolejne! :)
UsuńKonsumpcjonizm jest obecnie niestety na porządku dziennym i wcale nie musi mieć podłoża społecznościowego. Ja postrzegam go raczej jako problem ogólnospołeczny. Można się z niego bardzo skutecznie wyleczyć, stawiając sobie jakiś konkretny cel w życiu i po prostu zacząć dążyć do jego realizacji. Jeśli sfiksujemy umysł na czymś konkretnym, to nagle te prozaiczne, banalne i bardzo powierzchowne kwestie przestają się w ogóle liczyć.
OdpowiedzUsuńCiekawe spojrzenie na dany temat! Postaram się ten pomysł ze sfiksowaniem umysłu wdrożyć w życie, bo mam kilka marzeń, które tylko czekają na moją energię i uwagę aby je zacząć realizować. :)
UsuńMój minimalizm polega m.in na tym, że omijam media społecznościowe. Facebook i tak zabiera mi za dużo czasu, więc nie mam pokus zakupowych :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobre podejście! Mi dużo czasu zabiera Instagram i to on głównie wywóluje niekontrolowane zachcianki :)
UsuńJa dopóki mam miejsce i środki nie wypieram się rzeczy, które chce ;) Oszczędzam na podróże, ale jak chce nową bluzkę to idę i kupie :). Aczkolwiek nie bardzo lubie robić zakupy, więc mnie wybitnie nie ciągnie ;) Więcej wydaje na książki i filmy :P
OdpowiedzUsuńWłaśnie o miejsce chodzi! Gdy umiesz odnaleść się wśród swoich rzeczy, to jeszcze nad nimi panujesz! Ja od kilku lat już nie panuję nad moją szafą i kosmetyczką, więc pora na porządki! :)
UsuńBardzo fajny, inspirujący tekst! Trudno nie mieć zakupowych marzeń, ale warto je ograniczać. I wcale nie wyszłaś na zazdrośnicę, doskonale wiem, co masz na myśli :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że ktoś mnie rozumie :) Nadajemy na tej samej fali :)
UsuńArtykuł bardzo fajny. Tekst na prawdę potrafi wciągnąć człowieka w inny świat. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń